Tak się po cichu przyznam, że zastanawiam się, co tu w ogóle napisać. Mogę pisać o zimie, ale za dużo jej za oknem, żeby mi się chciało z własnej woli jeszcze tutaj psuć nią humor. Ogólnie, to ja nie mam nic do zimy, oprócz tego drobnego faktu, że jak sama nazwa wskazuje, jest zimna. Podkręca człowiek ten kaloryfer, podkręca, a i tak się trzęsie. No nic, trzeba to jakoś przeżyć. Przynajmniej można ładne zdjęcia porobić. Byle nie taki kojarzące się z Love story. To jest następna zła strona zimy. Wybitnie kojarzy się z Love story. A jak coś sprawia, że niewinny człowiek uświadamia sobie istnienie takiego zła jak Love story, to powinno się to wyciąć z rzeczywistości i zakopać na jakimś cmentarzu, uprzednio przebijając serce kołkiem, żeby nie daj Boże nie wstało i nie zaczęło z powrotem straszyć. Jakimś wyjściem jest też spalenie na stosie.Tak nawiązując jeszcze do tej zimy, to osobiście problematyczny wydaje mi się fakt, iż z każdym chwilowym ociepleniem rośnie szansa uszkodzenia sobie kości. Śnieg na chodniku, pod spodem lód, a noga w gipsie. jeszcze ze mną to pół biedy, ale nie wyobrażam sobie nawet jaka musi być walka o przetrwanie wśród tych wszystkich starszych babć, co wbijają do autobusów w godzinach szczytu. Chociaż one i tak prawie zawsze jadą do lekarza, więc nie bardzo mają się o co martwić. Zresztą, może one robią to z pełną świadomością. Najpierw się rejestrują, a potem jadą, nogi przy okazji łamiąc, żeby mieć pewność że lekarz je od razu przyjmie i nie będą musiały czekać w kolejce, ze sprawą naszego ukochanego NFZ. Takie sprytne po prostu są. A my, głupcy i hołota, nie doceniamy ich przebiegłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz