poniedziałek, 13 maja 2013

Kłopoty w Hamdirholm, Wojciech Świdziniewski

Tym razem książka. Tak wyjątkowo. Chwilowo nic ciekawego w sieci nie widzę, więc niech będzie i tak.
Zasadniczo wrzucam tu wszystko, co mi się podoba, więc raczej dziwić nie powinien fakt, że owa książka jest według mnie całkiem niezła. Ogólnie rzecz biorąc mamy krasnoludy. Nie jako towarzyszy, czy jakiś inny dodatek do głównego bohater, ale jako zwartą społeczność będącą centrum całej fabuły Oczywiście nie żyją one w próżni. Przewijają się ludzie (szczególnie inżynierowie), elfy (zarówno jako wyposażenie bojowe jak i podmiot wątku romantycznego), smok (przejawiający pewne podobieństwo zarówno do księżniczki zaklętej w wieży jak i  ze stworzonkiem o wdzięcznej nazwie Oryctolagus cuniculus f. domesticus),  wampir (Colman i jego schizy mogłyby stanowić materiał na osobny pięcioksiąg.) czy zombie (i ich hotel). Szczególnie te ostatnie są nowatorskie. Świat okołotolkienowski, a tu voodoo i trupy z thaiti. Tylko czekać, aż do tego dorwie sie sekta tolkistów (roczny zapas przeterminowanych zupek chińskich dla tego kto zgadnie, do czyjej twórczości odnosi się ich wiara). Istne pomieszanie z poplątaniem. Ale za to jakie gagi.
Zetknięcie kultury krasnoludów z całą resztą świata (oczywiście w imię możliwego zarobku), daje mnóstwo sposobności do śmiechu. trudno cokolwiek brać poważnie. Moje szczere oddanie zdobył Ned. No po prostu wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego.
Całość podzielona jest na ułożone chronologicznie opowiadania. Niby nie trzeba czytać tego po kolei, ale każde następne ma mocne podstawy w poprzednich.
Ogółem, książka łatwa lekka, przyjemna i bardzo śmieszna. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz