Ktoś się kiedyś zastanawiał, jak wygląda życie przeciętnego człowieka w świecie fantasy? Wiadomo, chłopek sobie robi na polu, pan mu depcze zagony kapusty, a w dodatku gdzieś za lasem czai się smok i nastaje na dziewice (w każdym możliwym znaczeniu). Ewentualnie smok ma problemy żołądkowe z powodu deficytów zaopatrzeniowych (wspomniane wcześniej dziewice). Szkoda, że takich rzeczy trudno się w fantastyce dopatrzyć. Zazwyczaj jest jakiś świat do uratowania, Dzielny bohater, zazwyczaj rycerz, wybraniec, dziecię z przepowiedni, ratujący wszystkich naokoło, lub wprost przeciwnie, za najmniejsze kiwnięcie palcem żądający zapłaty. Niby jakieś realia w tym wszystkim są, ale w gruncie rzeczy, tak bardziej na odwal się. ot, podrasowane średniowiecze.
ciekawi mnie czemu wszyscy określają czas akcji jako średniowiecze. Rozumiem, że technika jest zbliżona poziomem rozwoju do tego okresu, ale przecież nie tylko o używane narzędzia w historii chodzi.
Weźmy na przykład wiedźmina. Szeroka myśl polityczna, społeczeństwo umiejące pisać (jakby się zastanowić, to sporo osób w sadze było w stanie się podpisać, a nawet książki czytać), szkoły uczące kobiety. Dość nowatorskie jak na średniowiecze. Śmiem twierdzić, że za połowę by ścięto (czy też powieszono lub spalono). Chociaż mało prawdopodobne. Najpewniej nikt nie rozumiałby o co chodzi i uznano by delikwenta wygłaszającego takie brednie za wariata.
Wracając do meritum, szkoda, że tak mało jest książek, które pokazują życie codzienne w światach fantasy. Nikt nie napisze o studencie magi próbującym podwędzić chleb, bo pieniądze jakoś się rozpłynęły, a jeść trzeba. Nikt nie wspomni o tym, że tym bidnym księżniczkom albo się niesamowicie nudziło, albo były kompletnymi zapatrzonymi w siebie idiotkami. Nie mówiąc już o ich zadziwiającej urodzie. W końcu lata chowu wsobnego robią swoje, więc musiały mieć sporo wad genetycznych. Nigdzie nie ma wzmianki o tym co robił jaśnie pan szlachcic (który nie miał królestwa i połowy córki do oddania), jak mu się smok zalągł we włościach.
Przesadzam. U Sapkowskiego sporo jest realiów (pierwsze co mi się nasuwa, to scena z Szarlejem i wilkołakiem), Pratchett wprost nimi kipi. Są autorzy, którzy zastanawiają się, jak to wszystko funkcjonuje. Tyle, że większość skupia się na głównym quescie i nawet nie zastanawia ile świetnego materiału mija po drodze.A szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz